To był dziwny mecz. Goście z Łodzi oddali raptem trzy strzały, a zdobyli pięć bramek. Pokonali naszych futsalowców 5:2.
Po zwycięstwach w Lubawie i w Lęborku podopieczni Tomasza Trznadla chcieli podtrzymać serię zwycięstw. Do składu wrócił Marcin Marcinkowski, który poprzednio pauzował z kartki. Niewiele to jednak dało, bo to przeciwnicy cieszyli się w niedzielny wieczór z udanego rewanżu za porażkę u siebie 1:6.
Po pierwszej połowie było 1:0 dla Malwee. Gospodarze cisnęli, ale niewiele z tego wynikało. Gościom dopisywało też szczęście. Liczono jednak, że po zmianie stron zacznie ono w końcu uśmiechać się do lidera pierwszoligowej tabeli. Nic z tego. Kolejne bramki zdobywali łodzianie. W 33. minucie zrobiło się już 0:4. Wtedy do siatki Malwee trafił Adrian Niedźwiedzki. Rywale odpowiedzieli jednak golem, a wynik spotkania ustalił w końcówce wspomniany już Niedźwiedzki. Tym samym komplet punktów pojechał do miasta włókniarek.
- Wiedzieliśmy, że jakaś wpadka może nam się przydarzyć, ale szczerze przyznam, że nie zakładaliśmy, że to będzie w meczu z Łodzią - powiedział Paweł Mrozkowiak, prezes leszczyńskiego klubu. - W niedzielnym spotkaniu goście oddali raptem trzy strzały, a zdobyli pięć bramek. To jakieś kuriozum.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz