Pierwszoligowe derby Wielkopolski dostarczyły kibicom basketu soldnej porcji emocji

Aż 29 celnych rzutów za 3 punkty obejrzeli kibice męskiego basketu, którzy w środowy wieczór oglądali w Poznaniu pierwszoligowe derby Wielkopolski.

Spotkanie dwóch lokalnych rywali dostarczyło licznie zgromadzonej widowni solidnej porcji emocji. Pierwsza połowa wyraźnie należała do Biofarmu. Po zmianie stron poloniści zaprezentowali się już znacznie lepiej. Nie dość, że odrobili kilkunastopunktową stratę, to wyszli nawet na prowadzenie. Wyrównany bój trwał do ostatniej syreny. Gościom nie pomogło nawet 20 celnych rzutów za 3 punkty (sam Kamil Chanas trafił 7 z 8 takich rzutów), bo to poznaniacy cieszyli się ostatecznie z wygranej 104:101.

- Mimo porażki jestem bardzo zadowolony z drugiej połowy i tego, jak drużyna zareagowała na minus siedemnaście punktów dla Biofarmu - wyznał Radosław Hyży, trener Timeout Polonii. - Mnóstwo pracy jeszcze przed nami, ale my się pracy nie boimy i będziemy walczyć z "niesprzyjającymi okolicznościami".

Tymi słowami opiekun polonistów nawiązał do co najmniej kilku bardzo problematycznych decyzji arbitrów, w tym pani sędziny.

- One na pewno ustawiły ten mecz, bo wcale nie byliśmy słabszym zespołem, a moim zdaniem lepszym. Czasami jest tak, że te małe faule, gwizdane po jednej stronie, a po drugiej nie, powodują, że zespół jest szybciej na rzutach wolnych. Ja cieszę się z tego, że walczyliśmy, że zespół się nie poddał, mimo słabego początku spotkania.

W ekipie z Leszna najskuteczniejsi byli w środowy wieczór: Dylewicz 23, Chanas 21 i Trubacz 13, Skibniewski i Milczyński po 10. Dla poznaniaków aż 38 punktów uzyskał Flieger.

Już w najbliższą sobotę leszczynianie zagrają kolejny mecz. Tym razem zmierzą się w Trapezie z Księżakiem Łowicz.