Wiele lat spędzili wspólnie na żużlowych torach. Także poza nimi, bo był czas, że Roman Jankowski i Zenon Plech reprezentowali barwy jednego klubu. Nie Unii Leszno, Stali Gorzów czy Wybrzeża Gdańsk, a londyńskiego Hackney. Przez dwa sezony dzielili nawet na Wyspach to samo lokum.
Ubiegłotygodniowa informacja o śmierci jednego z najlepszych w historii speedway`a zawodników, poruszyła nie tylko światek żużlowy, ale także ten sportowy w naszym kraju. Niewielu jest bowiem kibiców, którzy nie kojarzyliby Zenona Plecha.
- Było mi bardzo smutno, gdy dowiedziałem się o tym, że Zenek odszedł - mówi Roman Jankowski. - Wprawdzie wiedziałem, bo to nie była żadna tajemnica, że od lat borykał się z problemami zdrowotnymi, ale trzymał się dzielnie. Na pewno nie spodziewałem się, że odejdzie tak wcześnie.
Ostatni raz panowie spotkali się na zawodach w Gdańsku. Widywali się również podczas turniejów młodzieżowych.
Ten rok jest wyjątkowo smutny dla polskiego speedway`a. Kilka miesięcy temu pożegnaliśmy Jerzego Szczakiela, pierwszego polskiego złotego medalistę Indywidualnych Mistrzostw Świata. Później zmarł Andrzej Pogorzelski, a teraz Zenon Plech.
- Smutek tym większy, że pan Andrzej był moim pierwszym trenerem i wprowadzał mnie do żużla, z kolei Zenek to dobry kolega i przyjaciel. Jeszcze bardziej przykre jest to, że nie ma już wśród żywych żadnego z trójki medalistów pamiętnego finału IMŚ w Chorzowie z 1973 roku.
Przypomnijmy, że mistrzem świata został wtedy wspomniany Jerzy Szczakiel, wicemistrzem Nowozelandczyk Ivan Mauger, a brązowym medalistą Zenon Plech.
W najnowszym wydaniu Gazety ABC Roman Jankowski wspomina swojego kolegę z toru Zenona Plecha - jakim był zawodnikiem i jakim człowiekiem. Zachęcamy do lektury!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz