Zamknij

Chcesz kupić używanego diesla? Masz problem!

10:16, 17.09.2019 artykuł sponsorowany Aktualizacja: 10:17, 17.09.2019
Skomentuj

Wojenka podjazdowa między miłośnikami benzyny i oleju napędowego idzie sobie swoim torem, warto jednak zastanowić się nad tym, czy pewne podnoszone w niej argumenty mają uzasadnienie. Tym razem skupmy się nad atrakcyjnymi ogłoszeniami o sprzedaży samochodów z silnikami diesla. Co może pójść nie tak?

Diesel nie na niedzielę

Dlaczego dziś większość osób szuka albo LPG, albo diesla? Pierwsze paliwo jest tanie, a drugiego spala się mniej. I tu pierwszy zgrzyt – wspaniałe 1,9 TDI, naprawdę dobra jednostka, wcale nie musi być oszczędna. Trasa dziesięciu kilometrów zimą nawet nie pozwoli na rozgrzanie silnika, a spalanie na poziomie 15 litrów na setkę nie będzie zawyżone. Mercedes W210 z silnikiem 3,2 wchodzi na spalanie do 20 litrów. To jest oszczędność? No niezbyt. Diesel jest oszczędny w trasie. W długiej trasie. W innym przypadku nie pracuje optymalnie – nie tylko dużo pali, ale też nie ogrzewa się odpowiednio i nie osiąga zalecanych parametrów, a więc mulą turbiny, EGR-y, DPF-y tam, gdzie są. Diesel używany „do teściów i do kościoła” jest po paru latach takiej eksploatacji często prawie trupem.

Uwaga na przebiegi

Eksperci carVertical doradzają, by przy zakupie diesla szczególnie zwracać uwagę na przebieg. Tu trzeba pamiętać o kilku rzeczach: we Francji, Belgii czy w Niemczech naprawdę nikt nie kupuje diesla w kombi, żeby to auto robiło 5 czy nawet 10 tysięcy kilometrów rocznie. To są samochody robocze, które dzień w dzień robią po paręset kilometrów. Czy to im szkodzi? Nie, ponieważ to diesle. Przebieg rzędu 400, 600, a czasem ponad 800 tysięcy kilometrów dopiero kwalifikuje je do poważniejszego przeglądu, często nawet nie do remontu, pod warunkiem oczywiście, że były serwisowane na bieżąco. Gorzej, jeśli nagle wszystkie sprowadzane samochody mają po 180 tysięcy. Wtedy nie wiadomo, jaka jest prawda i jeśli dobry raport VIN nie wskaże tu manipulacji, nie można mieć pewności co do rzeczywistego stanu takiego auta. W przypadku benzyniaków, kupowanych przede wszystkim na krótsze trasy, przebiegi często są niższe. Też się je kręci, bo przecież tego szukają nabywcy, ale zamiast 600 tysięcy, wystarczy odjąć im „tylko” 100 albo 200. W przypadku ropniaka warto więc tu wykazać się maksymalną czujnością.

Warto zerknąć w dokumenty

Część samochodów z silnikiem diesla jeździ na zachodzie tylko z dwoma miejscami, a reszta to przedział towarowy. W Polsce ląduje w nich kanapa, ale często brakuje odpowiedniej adnotacji w dokumentach. Od strony prawnej jest to sprawa do nadrobienia, ale trzeba o tym wiedzieć wcześniej, ponieważ trzeba tu mieć odpowiednie dokumenty od diagnosty, homologacje itd. W przeciwnym razie może się okazać w urzędzie gminy, że zamiast rodzinnego auta, kupiło się ziemniakowóz, z którego trzeba wymontować kanapę albo przejść prawdziwą batalię, żeby jakaś dziwna samoróbka została zastąpiona czymś, co zostanie dopuszczone do użytku. Takie perełki nie są może codziennością, ale od czasu do czasu pojawiają się podobne kwiatki w raportach VIN z historii pojazdu. Znów – w przypadku benzyniaków to rzecz właściwie niespotykana, ale osoby szukające dla siebie używanego diesla muszą zwracać uwagę na takie szczegóły. Przy okazji – przypomina carVertical – to tłumaczy, dlaczego w raportach znajdują się dane podstawowe: rocznik, ilość miejsc czy kolor. Czasem nawet tego nie można być pewnym i warto sprawdzać nawet te punkty, w których nikt nie spodziewa się błędów.

(artykuł sponsorowany)
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%