Zamknij

To bardzo smutny dzień. Odszedł człowiek, którego biegacze na pewno nigdy nie zapomną

17:10, 27.11.2021 jrs, Fot. J. Rutecka-Siadek Aktualizacja: 13:06, 02.12.2021
Skomentuj jrs, Fot. J. Rutecka-Siadek jrs, Fot. J. Rutecka-Siadek

Andrzej Przewoźny nigdy nie biegał, ale towarzyszył biegaczom. Odszedł w sobotę 27 listopada. Będzie go bardzo brakowało.

Był charakterystyczny. Uśmiechnięty, z ogromną życzliwością dla każdego człowieka. Z każdym miał o czym rozmawiać.

Tak wspominają go biegacze.

Hubert Bosy napisał: "Zawsze zapamiętam Pana Andrzeja jako dobrą duszę, potrafił pocieszyć, życzyć zwyczajnie dobrego dnia. Odeszła dobra osoba".

Małgorzata Gołębiowska: "To był cudny towarzysz biegaczy, który nigdy nie biegł, ale zawsze nagrywał relacje, że POBIEGLI DLA ZDROWIA I AKTYWNEGO ŻYCIA … Zawsze czekał na nas na mecie z ciepłym uściskiem, trzymając nasze kurtki".

Agnieszka Leśniewicz: "Zawsze każdemu życzył miłego dnia i cudownego weekendu. Zapamiętany jako duszę towarzystwa".

Kilka miesięcy temu mieliśmy okazję się spotkać, pan Andrzej opowiedział o sobie. Tekst ukazał się na łamach  Kwartalnika dla Seniorów  "Otwarte Drzwi".

Publikujemy go w całości.

"Życie emeryta jest super"

Andrzej Przewoźny nigdy nie miał duszy sportowca, a jednak ze sportem ma kontakt, nawet częsty. Bo kiedy jego koleżanki biegają, on zawsze im towarzyszy. Jest kierowcą dowożącym je na zawody. 

- Andrzej jest najważniejszy - uważa Halina Dubiał. - Kiedy my z koleżankami biegamy albo morsujemy on trzyma nasze torby czy kurtki, pilnuje telefonów i kluczyków do samochodów. Na leszczyńskim parkrunach jego samochód robi za szatnię.

- Córka twierdzi, że zamiast być "menadżerem" i fotografem, dobrze by było gdybym zaczął biegać, bo przecież chciałbym schudnąć, ale mi to nie wychodzi. Ale już mnie chwalą, że jeżdżę rowerem i jestem tym, który zamyka peleton biegaczy na parkrunie - z uśmiechem stwierdza A. Przewoźny. - Do sportu mnie nigdy nie ciągnęło, za to lubię towarzystwo. Ten świat jest tak zapędzony, ludzie na nic nie mają czasu, więc trzeba rozmawiać, bo rozmowa jednoczy. Trzeba się uśmiechać i cieszyć każdym dniem. Kiedyś na spacerze wnuczek stwierdził: "dziadziuś, ty każdego znasz". Ja mu na to: "zawsze mów dzień dobry i uśmiechnij się do ludzi". Umiem się otworzyć, nawet na obcych. Kiedy jadę do sanatorium nie wiem jak to się dzieje, ale od razu ma liczne grono znajomych.

Praca na kolei

Pan Andrzej przez całe życie zawodowe był związany z koleją. Najpierw jako maszynista, potem dyspozytor w lokomotywowni Leszno, w której przepracował 40 lat.

- Urodziłem się na kolei. Mój ojciec był zawiadowcą na stacji we Włostowie, między Krobią a Pępowem. Przejeżdżające pociągi kołysały mnie do snu. Idąc do szkoły średniej wybrałem technikum kolejowe w Ostrowie Wielkopolskim. Po wojsku trafiłem do pracy w Lesznie. Wtedy kolej to była druga armia. Nie chodziło się do pracy, tylko na służbę. Kiedy przyjeżdżał  zwierzchnik meldowało się przed nim jak w wojsku. Takie to były czasy.

Praca na kolei była dobrą szkołą życia.

- Na pewno nauczyłem się punktualności. Jako dyspozytor zaczynałem pracę o godzinie 7, ale na stanowisku byłem zawsze 40 minut wcześniej - wspomina A. Przewoźny. - Praca wymagała odpowiedzialności. Była też bardzo stresująca. 

Pan Andrzej jako maszynista pracował krótko i na szczęście nie miał żadnego wypadku, jednak jedno zdarzenie mocno utkwiło mu w pamięci.

- Było około piątej nad ranem. Ja i mój pomocnik zobaczyliśmy postać, która kręciła się na torowisku na Zaborowie. Pomyślałem wtedy, że to może być próba samobójcza i zacząłem zwalniać pociąg. W tym samym czasie dróżnik, który widział co się dzieje podbiegł z drugiej strony i ściągnął tamtą osobę z torów, okazało się młodego chłopaka. Nasz pociąg zatrzymał się kilka metrów od nich. Minęło tyle lat, a ja zamykam oczy i ciągle dobrze widzę tamto zdarzenie.

Życie emeryta jest super

- Mamy całe dnie wypełnione - zapewnia pani Halina.

- Kiedy pracowałem miałem kilku kolegów na emeryturze i kiedy im proponowałem wspólną kawę mówili, że nie mają czasu. Dziwiłem się, bo ja zajęty zawodowo miałem dla nich czas, o oni dla mnie nie. Kiedy przeszedłem na emeryturę zrozumiałem co mieli na myśli. Mam tak samo jak moi koledzy - mówi emeryt Andrzej. Z panią Haliną mają liczne grono znajomych, z którymi chętnie spędzają czas. Każde z nich ma wnuki, którymi chętnie się zajmują. H. Dubiał biega, a A. Przewoźny zawsze jej kibicuje. Nadmiaru wolnego nie mają, ale dla nich to wyłącznie powód do zadowolenia. 

 

(jrs, Fot. J. Rutecka-Siadek)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%