Jesteśmy wkurzone! - krzyczało kilkadziesiąt kobiet zgromadzonych w piątek pod leszczyńskim ratuszem na Strajku kobiet. Towarzyszyło im całkiem sporo mężczyzn.
- Dziś chyba wszyscy jesteśmy kobietami, nawet ja - mówił jeden z nich.
Początkowo wydawało się, że czarny protest będzie nieliczny, jednak o godz. 17 na Rynek ściągnęło sporo osób: młodzież, kobiety ciężarne, matki z niemowlętami, starsze mamy, dojrzałe kobiety, całe rodziny.
- Jestem dumna, że zebrało się nas tyle. Miałyśmy zaledwie półtora dnia, żeby się zorganizować - mówiła Adriana Machowiak, jedna z organizatorek protestu.
To był już piąty protest kobiet w Lesznie.
- Od dwóch lat mówimy dość, zaciskamy pięści, nosimy transparenty. Nie wywalczyłyśmy wolnego dostępu do antykoncepcji, do edukacji seksualnej, a teraz pod hasłem ratowania życia poczętego przez fanatyków dostajemy przepis skazujący nas i nasze dzieci na tortury - komentowała ostro.
- Tu i dzisiaj dajemy wyraz naszej niezgodzie na ograniczanie naszych praw. Dajemy wyraz naszej niezgodzie na przemoc i sadyzm wobec nas, kobiet. Tu nie chodzi o aborcję,chodzi o nasze prawo wyboru. Nie chcemy być zmuszane do bohaterstwa - mówiła Barbara Mroczkowska.
- To okrucieństwo kazać kobiecie patrzeć na cierpienie własnego dziecka lub zmuszać ją do tego, by urodziła dziecko, które umrze - twierdzi pani Danka z Wilkowic, która także zjawiła się na proteście.
- Trzeba protestować. Jestem mamą dwójki dzieci. Gdybym zaszła w kolejną ciążę, która zagrażałby mojemu życiu, kto by się nimi zajął, jeślibym umarła? Dlaczego nie mam prawa wybrać? - dopowiedziała pani Alicja z Wilkowic.
Zebrani skandowali m. in.: "Rząd nie ciąża, usunąć można", "Bezpieczne badania, a nie kazania", "Solidarność naszą bronią".
Na znak sprzeciwu wobec próby zaostrzania przepisów antyaborcyjnych było 5 minut ciszy i czerwone kartki.
(kin) Fot. K. Zydorowicz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz