W piątkowy wieczór swoją premierę miała sztuka "Sanatorium miłości", którą wystawiono na deskach Teatru Miejskiego w Lesznie. Wystąpiło w niej pięciu aktorów - słuchaczy Stowarzyszenia Uniwersytet Trzeciego Wieku.
Przygotowania do sztuki zaczęły się latem. Próby odbywały się nawet 2 razy dziennie.
- Oparliśmy spektakl na jednoaktówce Włodzimierza Perzyńskiego zatytułowanej "Majowe słońce", ze świetnymi dialogami. Bardzo bym się ucieszył, gdyby publiczność ubawiła się i obśmiała, bo to jest o nas po prostu - mówi reżyser Marek Prałat.
Jak pracuje się z ludźmi, którzy nie są zawodowymi aktorami?
- Trudniej, bo oprócz reżyserii, prowadziłem szkołę teatralną i 4 lata zrobiliśmy w 2 miesiące - odpowiedział Marek Prałat, który przyznał, że przed premierą trema go dogoniła. - Każda premiera sztuki jest jak narodziny dzieciątka. Chciałoby się, żeby było zdrowe i szczęśliwe. Ale jak będzie, to zależy od publiczności.
W sztuce zagrali Irena Miler, Aleksander Świgoń i Małgorzata Mazurek, którzy kilka lat temu znaleźli się w obsadzie "Moralności pani Dulskiej", również wystawionej w Teatrze Miejskim. Debiut na deskach przy ul. Narutowicza mieli Ewa Śniady i Roman Biskupski.
- Dużą rolę odrywają gest i mimika. Pytanie, czy ja moim wyrazem twarzy i zachowaniem na scenie oddam uczucia, które widzowi powinni zrozumieć? - w garderobie, przed premierą powiedziała nam Irena Miler.
- Dostając propozycję zagrania myślałam, że będę śpiewać między scenami. Bo to lubię i potrafię. Okazało się jednak, że chodziło nie tylko o zaśpiewanie. Miałam grać, co było dla mnie nowe, a scena teatralna różni się od muzycznej, ponieważ muszę przedstawić co dzieje się we mnie - mówiła Ewa Śniady.
- Na scenie czuję się dobrze, ale trema oczywiście jest - dodała Małgorzata Mazurek.
Aktorzy mieli do opanowania sporo tekstu. Aleksander Świgoń przyznał, że było to trudne i czasochłonne:
- Oprócz prób na scenie, trzeba było pracować w domu, by opanować tekst, a jednocześnie doskonale znać rolę partnera. Potem się okazało, że płynna znajomość tekstu to niewielka część całości, bo doszły ruch sceniczny, gesty, artykułowanie słów i co najtrudniejsze, prawidłowa dykcja.
- Kolega zadzwonił i zachęcił mnie do grania, a że jestem koleżeński, zgodziłem się. I to, że występował w chórze dużo mi pomogło. Nie boję się spotkania z publicznością, ale nie wiem na ile trema mnie zje - to z kolei powiedział nam Roman Biskupski.
Przygotowanie spektaklu zostało dofinansowane przez Ministerstwo Rodziny i Spraw Społecznych oraz Teatr Miejski.
[FOTORELACJA]6942[/FOTORELACJA]
[ZT]56092[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz