Przemek Knop z Włoszakowic w ciągu tygodnia dojechał składakiem nad Bałtyk. Tym samym rowerem zamierza przejechać dookoła Polski.
To człowiek pozytywnie zakręcony. Nie umie zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu, dlatego wyrusza na niecodzienne eskapady, które mają w sobie coś z survivalowych wyczynów.
„Sprawiają mi ogromną przyjemność i gdy tylko wracam z jednej wyprawy do domu, już myślę, gdzie poniesie mnie następnym razem, już zastanawiam się co dalej” - napisał na swoim blogu Przemek.
Przypomina na nim, że swoją pierwszą, dalszą podróż odbył dwa lata temu autostopem do Pragi. Do stolicy Czech dotarł w ciągu kilku dni. Spodobała się mu ta wyprawa, rozkwitła w nim niezależność podróżowania i chęć poznawania świata. Postanowił pojechać „stopem” jeszcze dalej, zwiedzić kilka krajów. Trasa prowadziła go przez Słowację, Węgry, Chorwację, Macedonię, Albanię, Serbię, Czarnogórę - w sumie przez 11 państw. Wyprawa na Bałkany i z powrotem zabrała mu niespełna miesiąc.
„Połowę czasu, jaki tam spędziliśmy, spaliśmy pod gołym niebem. Kiedy rano budzisz się na łonie natury i widzisz ten krajobraz… To naprawdę zabiera dech w piersiach! To jest właśnie piękne, tego nie zobaczysz w hotelu”. Tak opisywał tę podróż.
Ciągle było mu mało, więc rok temu przepłynął kajakiem z Jeziora Dominickiego do Morza Bałtyckiego. Nie przeszkodziła mu w tym dziura w sprzęcie pływającym. Tych wypraw nigdy nie odbierał jako szaleństwo, lecz wyzwanie, któremu chce sprostać.
29 czerwca wyruszył dookoła Polski starym składakiem. Na Facebooku prowadzi bloga z tej wyprawy Składakiem dookoła Polski. Opisuje na nim swoje wrażenia z podróży i to, co go na trasie spotkało. Dla przykładu, już drugiego dnia odpadł mu pedał. Musiał pchać rower przez 15 km. Pedał na wymianę udało się mu zdobyć za… setkę wódki. Tego samego dnia w pokonaniu pełnej, dziennej trasy przeszkodził mu rozładowany telefon. Musiał zatrzymać się i znaleźć jakieś miejsce, aby naładować komórkę. Przez deszczową pogodę nie mógł używać panelu słonecznego, który dostarcza mu prąd.
Trzeciego dnia złamał dwie szprychy, ale to z kolei nie przeszkodziło mu w pokonaniu najdłuższej dziennej trasy - 113 km. Dojechał nad morze.
Jedzie dalej, kieruje się na północny-wschód. Jeszcze sporo dni minie zanim wróci do Włoszakowic. Póki co relacjonuje eskapadę na Facebooku, a dokładnie to, co przeżył i co widział gazeta "ABC" niebawem wam opowie.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu leszno24.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas redakcja@leszno24.pl lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz