Jan Krzystyniak, były zawodnik i trener Unii Leszno, w mocnych słowach o rywalizacji w Speedway of Nations, ale nie tylko.
- Nie tak dawno zakończył się międzynarodowy sezon żużlowy. Jego ostatnim akordem były finały Speedway of Nations w Manchesterze. Podobały się panu te zawody? - spytaliśmy Jana Krzystyniaka.
- Nie wiem, czy były ładne, bo ja nie oglądam tej imprezy. Dla mnie to żużlowe dziwactwa. Władze światowego speedway`a mają nas za frajerów. System i regulaminy imprez ustalają moim zdaniem przeciwko polskiemu żużlowi. Non stop podkładają nam jakieś kłody pod nogi. Jeszcze bardziej martwi mnie reakcja naszych władz, a właściwie jej brak. Działamy trochę na zasadzie "ktoś ci pluje w twarz, a ty mówisz, że pada deszcz". Nasi żużlowi działacze nie widzą tego problemu, a moim zdaniem on jest.
- Dlaczego tak się dzieje pańskim zdaniem?
- Jak mieliśmy drużynówkę, czyli Drużynowy Puchar Świata, to nasi żużlowcy wygrywali je seriami. Ktoś wpadł zatem na pomysł, aby to ukrucić i utrudnić zadanie Biało-Czerwonym. Zlikwidowano zatem te zawody i wprowadzono Speedway of Nations. Wiadomo było, że w takiej rywalizacji niemal każde państwo skleci trzyosobowy skład, a czołowe zespoły będą w stanie powalczyć z Polakami. Z tą myślą stworzono dziwny regulamin, w którym walczy się przez 42 wyścigi, do tego w ciągu aż dwóch dni, a i tak o wszystkim decyduje ostatni bieg. Po co to i dla kogo? Chyba własnej satysfakcji, bo podejrzewam, że po finałowym biegu w Manchesterze, w którym pokonali nas Anglicy, po kątach i bez obecności kamer panowała ogromna euforia wśród sterników światowego żużla. Dlaczego? Bo Polsce znów się nie udało.
Cały wywiad z Janem Krzystyniakiem można przeczytać w najnowszym wydaniu gazety ABC. Zachęcamy do lektury.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz